Nie
ma prawd absolutnych – to już odkryłam. Istotna jest tylko
prawda osobista, czyli to, co dla mnie jest prawdą. Jeśli zgodnie z
nią żyję – to życie układa się dobrze. Powstaje tylko
pytanie, co z tego, w co wierzę, jest moją prawdą, a co przejętą
od rodziców, nauczycieli, religii w postaci przysłów, przekonań,
zabobonów ( typu: nie wracaj się do domu, jak już wyszedłeś, bo
coś się nie uda albo jak się wróciłeś, to zanim wyjdziesz,
usiądź na chwilę)? I wydaje się, że prawdziwą prawdą są
jedynie wnioski wyciągnięte z własnego doświadczenia życiowego.
Jednakże
okazuje się, że w różnych etapach życia miałam różną
świadomość i często moje wnioski nacechowane były emocjami i
dominującym nastawieniem w danym okresie. Na przykład w czasach gdy
chętnie zwalałam odpowiedzialność na innych, ale już znałam
Reiki, bioenergoterapię, system energetyczny człowieka, bałam się
ludzi i tego, co od nich dostaję w przekonaniu, że to oni wysyłają
mi niskie wibracje i szkodzą mnie i mojemu synowi. Ciekawe, że znam
wielu bioenergoterapeutów, którzy wciąż boją się, że coś
złego przejmą od pacjenta, coś „złapią” po drodze i chronią
się czym mogą i jak mogą. Mnie już to przekonanie minęło, bo
odkryłam, że słońce nie potrzebuje okularów przeciwsłonecznych.
Więc co? Wystarczy samemu pracować ze swoją energetyką i ją
stale podnosić. Ale skoro nie ma prawd absolutnych, więc warto być
na tyle uważnym, czy czasem, przy wysokiej energetyce, nie
przyciągnęliśmy coś odwrotnego, czyli wampira energetycznego.
A
co z dążeniem do prawdy? No...., jak najbardziej!!! Do tej swojej,
najgłębszej, dającej odpowiedzi na pytania: kim jestem?, co jestem
wart?, co tak naprawdę potrafię?, o co mi chodzi? I tutaj robi się
wielki „schód”, a raczej góra schodów. Na szczycie tej góry
schodów jest rzecz wydawałaby się, że bardzo prosta i jedna
jedyna ważna w życiu: totalna szczerość wobec siebie. Na ogół
ludziom tylko się wydaje, że są szczerzy wobec siebie, a tak
naprawdę zauważają jedynie to, co na powierzchni, typu: „och,
jak on mnie zdenerwował”, „oj, jak mnie boli”, „jestem
smutny/a”, „jestem zmęczony/a”, „nie, nie odezwę się do
niego, obraził mnie”. To są tylko zewnętrzne emocje, które
ukrywają głębiej zupełnie inne uczucia: gniew maskuje często
nieumiejętność określenia i chronienia swoich granic, chore
zależności, potrzebę akceptacji; złość wyciąga nasze
nieprzepracowane historie, duma – poczucie wstydu i niską
samoocenę, smutek – tkwienie w przeszłości i lenistwo, itd. Gdy
po pierwszym określeniu, co czujemy, zadamy pytanie: „co jest
głębiej?” i postaramy się na nie dać szczerą odpowiedź, to
już prawie jesteśmy w domu. To głębsze uczucie jest bowiem prawdą
o nas. Można z tym pracować, zmienić, zaakceptować, rozwinąć,
by w końcu po pewnym czasie zauważyć, że coś się w nas zmieniło
i jest łatwiej.
Prawdy przeciwstawne są tak samo prawdziwe. – to mój najświeższy
wniosek, który sprawił, że spadł mi ogromny kamień z serca :) O
co chodzi? O prawdy typu: „istnieje tylko Miłość” - „nie ma
Miłości, jest tylko egoizm”; „jesteśmy jednością” - „liczy
się tylko indywidualność, wyjątkowość”; „mocno stój na
ziemi, liczy się tylko #tu i teraz#” - „wszystko jest możliwe,
czas nie istnieje”. I cóż.... Moje odkrycie to stwierdzenie, że
każde z takich skrajnych twierdzeń jest prawdziwe, jeśli wypowiada
je człowiek jako swoją odkrytą, doświadczoną prawdę. Natomiast,
gdy tylko powtarza czyjeś słowa, to zwyczajnie kłamie
i czuć to
na kilometr. Mnie zaczyna od razu boleć głowa i nawet jeśli
zgadzam się z samą treścią literalną czyjegoś twierdzenia, to w
połączeniu z fałszem i brakiem „czucia” danej prawdy płynącym
od tej osoby, odbieram to jako pusty slogan.
Tak
mi się ostatnio „zjechały” dwie historie: na warsztacie
oddechowym stale pani prowadząca powtarzała: „jesteśmy
jednością, istnieje tylko Miłość”. Brak zrozumienia
i
uwewnętrznienia tej prawdy doprowadził tę panią do jeszcze
bardziej skrajnych wniosków: „nie ma nocy, jest tylko dzień, ludzie są tylko
dobrzy, nie mają wad, jednostka ma się podporządkować grupie, bo
każdy jest odpowiedzialny za innych” . Powiem tyle: to było dla
mnie ciężkie doświadczenie. Zaraz po tym wyjeździe inna pani
przekonywała mnie, że liczy się tylko jednostka, jej
indywidualność, niepowtarzalność i wyjątkowość. Szukałam w
tym wszystkim równowagi: jak pogodzić jedność wszystkich ludzi z
ich różnorodnością, niepowtarzalnością, indywidualnością?
Okazało się, że jest tak samo jak w przypadku przekonania, że
„rośnie to, czemu dajemy energię, poświęcamy uwagę” oraz
przeciwstawnego: „rośnie to, co schowane pod dywan, niezauważone,
nieuświadomione”. Żyjemy w dualnym świecie, w którym obowiązuje
prawo równowagi, więc warto wzmacniać to, co chcemy osiągnąć,
pozytywne aspekty, ale nic z tego nie wyjdzie, jeśli najpierw nie
zwrócimy uwagi na to, co w nas jest ciemne i schowane. Dopiero po
integracji cienia, realne stają się i manifestują bez wysiłku
nasze jasne strony, cele, marzenia. Odrzucenie cienia, zła, niskich
aspektów siebie jest drogą do nikąd, za to akceptacja tego
wszystkiego daje moc i rozwija. I tak światło da się pogodzić z
ciemnością, Miłość z egoizmem, ego z super ego, itd.
A
skoro tak, to może warto zakwestionować prawdę, że „nie ma co
życia brać na poważnie, bo przecież i tak nikt z nas z tego nie
wyjdzie żywy” i wziąć życie na poważnie oraz zrobić wszystko,
żeby wyjść z tego żywym? Zadbać o to, czego śmierć mi nie
odbierze? Rozwijać świadomość?, likwidować kolejne ograniczające
filtry?, sprawdzać?, cierpliwie ściągać kolejne warstwy nie
mojego, a jednak mojego brudu, fałszu, niskich wibracji?, ustawić
się na światło?, zmianę? pokochać proces transformacji i
oczekiwać cudów?....
#prawda #prawdaosobista #rozwójświadomości #drogadoprawdy#duchowość #świadomeżycie
#prawda #prawdaosobista #rozwójświadomości #drogadoprawdy#duchowość #świadomeżycie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz