współodczuwanie







            Jest teraz dużo technik opartych na tzw. polu serca. I jeszcze więcej  ludzi, którzy myślą, że wystarczy w wyobraźni zjechać windą z głowy do serca i już mają uruchomiony portal serca. Sztuczne słownictwo sprowadziło serce do części komputerowej.
             No i w ten sposób usłyszałam od pani po warsztacie z dwupunktu kwantowego, od której wiało chłodem i ostrymi igłami, że po prostu nie wiem, że teraz, żeby osiągać efekty w terapiach trzeba to robić z pola serca.  Gdy sama byłam na warsztacie z dwupunktu , pani prowadząca również uważała, że pole serca uruchamia się w momencie zjechania windą w wyobraźni z głowy do serca i wtedy poczuje się falę wypływającą z serca.  Fala falą, ale żeby ona powstała, to potrzeba określonych uczuć i realizowania ich w życiu. Skromność, wdzięczność, przebaczenie, zrozumienie, dzielność i współodczuwanie tworzą portal serca i żadne windy, dwupunkty i inne takie czakry serca nie otworzą. No, po prostu bez jaj! To już wolałam moje czasy młodości, kiedy o sercu śpiewało się i mówiło w kontekście młodzieńczych zauroczeń.
             Opowiem teraz o współodczuwaniu, bo pozostałe uczucia i sposób ich przejawiania się w życiu jest raczej każdemu dobrze znany. Tymczasem współodczuwanie jest często mylnie rozumiane jako równoznaczne ze współczuciem. Tak nie jest. Współodczuwanie to odbieranie całym ciałem emocji. innych ludzi, często też czucie ich chorób w swoim ciele, słyszenie myśli lub możliwość telepatycznego ich przekazywania. Zgodne i kochające się małżeństwa często tak mają: wystarczy, że jedno pomyśli o drugim i już słyszy jego  telefon. Jednakże temat jest szerszy. Praktycznie każde dziecko ma tę zdolność współodczuwania. Wystarczy przyjrzeć się dzieciom, jak reagują na różnych ludzi. Do jednego lgną i cały czas zawracają mu głowę, chociaż dopiero go poznały, a od innego uciekają z płaczem, pomimo że mama, zawstydzona sytuacją,, usilnie prosi malca: "No, przywitaj się z ciocią, nie bądź dzikiem". W pewnym wieku jakby dzieci zatracają tę zdolność i nie potrafią już rozpoznać odczuciem,  jaki jest człowiek, którego spotykają. Czy wieje od niego chłodem lub ostrymi igłami, czy też  jest ciepły i otwarty,chociaż ma marsową minę. Nieraz w okresie dojrzewania pojawia się powtórnie ta zdolność.
             Są opinie, że to szczepionki blokują naturalną zdolność dzieci do odczuwania innych ludzi. W zasadzie mogę się z tym zgodzić. Warto by było, żeby matki, które nie szczepią lub znacząco ograniczają ilość szczepień, zwróciły szczególną uwagę na to, jak ich pociechy odbierają ludzi, bo takie dzieci będą miały już zawsze inną wrażliwość, tę właściwą.
              Współodczuwanie może się też uruchomić u dorosłego człowieka. A to z powodu dużej pracy włożonej w swój rozwój duchowy, a to z powodu pracy terapeutycznej z energiami lub też zwyczajnie dlatego, że kocha.
              Mam świadomość, że jeśli teraz napiszę o moim doświadczeniu w tym temacie, może to być odebrane jako przechwałki, brak skromności.No i dobrze. Przesadna świętość jest z góry podejrzana. Więc niech będzie, że się chwalę. :) Jednakże przez ostatnich 10 lat ta zdolność nie była dla mnie powodem ani do dumy, ani do chwalenia się. Najpierw myślałam, że to ludzie mi szkodzą, bo rozmawiając z kimś nagle zaczynało mnie kłuć, boleć w różnych miejscach. Gdy rozmawiałam ponad dwie godziny z panem, który miał złamany kręgosłup, wstając przewróciłam się. Poczułam wtedy, że moje kolana i biodra są dziwnie miękkie jakby bez kości no i bęc na trawę, Na następny dzień  przyglądałam się jego rehabilitacji: żeby go spionizować, rehabilitant zakładał na jego nogi usztywniające ortezy. Całkowitą pewność, że to, co czuję w obecności innych ludzi jest nie moje, zyskałam jednak dopiero w innej sytuacji. Odwiedził mnie znajomy po wypiciu dwóch piw, za co przepraszał. Praktycznie po nim nie można było poznać, że pił alkohol, za to mnie już po 15 minutach rozmowy z nim zaczął plątać się język. Przez długi czas bioenergoterapeuci, którzy pracowali z moim synem, przekonywali mnie, że powinnam nauczyć się odcinać od innych ludzi, bo sobie ściągam do ciała ich choroby. Okazało się w końcu, że to nieprawda. Te odczucia są po prostu jednie informacją dla mnie o drugim człowieku. Pięknie mi to uświadomił pewien lekarz, który operował mojego syna. Pojechałam do niego w dużej desperacji, po tym, jak w trzech szpitalach powiedzieli, że nie zoperują Kornela po pierwsze dlatego, że to duże ryzyko w jego stanie, po drugie dlatego, że to wcale nie musi być pęcherzyk żółciowy. Gdy powiedziałam o tym profesorowi, dodając, że ja wiem, że to jest pęcherzyk żółciowy, odparł: "Nie jestem pewien, że to pęcherzyk, mogą być też nerki, ale matka na ogół wie lepiej. Proszę przywieźć syna, zrobię ten zabieg". Na następny dzień, gdy Kornel już był na sali operacyjnej, a ja stałam na korytarzu, spanikowałam totalnie, gdy sobie uświadomiłam, że przecież będę czuć jego operację na żywca, bez znieczulenia. Ale nie było źle. Czułam dokładnie wszystko w brzuchu, co robił lekarz, że dwa razy wkładał przy pępku jakiś szpikulec i przesuwał go do góry, a potem było takie klasknięcie, jakby odrywanie czegoś, przesunięcie w dół i wyjęcie z brzucha. Jednak nie czułam żadnego bólu, bo Kornela też nie bolało, był pod narkozą. Profesor po wyjściu z sali operacyjnej powiedział do mnie krótko: "Miała pani rację. Gdybyśmy nie zrobili dziś zabiegu, jutro by pękł".
             A dzisiaj? Dzisiaj potrafię się już bawić tą umiejętnością. Pomyślę z sympatią o koleżance i już wiem, co robi, bo czuję jej zadowolenie, a w ustach i  przełyku  mam odczucie spływającego napoju." Aha, pije herbatę" - myślę sobie. Wcześniej często sprawdzałam, swoje odczucia i dzwoniłam. Teraz już nie mam takiej potrzeby. Zaakceptowałam swoją dziwną umiejętność i tyle.



            

1 komentarz:

  1. Zgadzam się, oczywiście, że dwupunkt działa :) u mnie też. Co więcej to jest najprostsza metoda do uzyskania zmiany :)

    OdpowiedzUsuń