NIC NIE MUSISZ!





            Jestem typowym polarykiem: gdy ktoś mi coś rozkazuje lub mówi, że muszę coś zrobić, robię odwrotnie. :) Przekonałam się, że niekoniecznie to jest najlepszy sposób na radzenie sobie w życiu, bo czasem ci, co mówili, że coś muszę mieli rację. Jednakże obstaję przy tym, że wymuszona energia jest kiepskiej jakości zawsze. W myśl powiedzenia: "Z niewolnika nie masz robotnika". Albo mojego ulubionego tekstu Osła ze "Shreka" : "Nie naciskaj, bo się zamknę w sobie".

Szantaż emocjonalny

             Większość z nas kojarzy to określenie z czymś, co zdarza się w sposób oczywisty: ktoś, wykorzystując nasze zaangażowanie, chce uzyskać od nas określoną korzyść, na którą nie zgodzilibyśmy się, gdyby sytuacja była nam obojętna. Dlatego mamy wiele razy ustępują swoim pociechom, dając im więcej i hojniej niżby na to wskazywały ich zasługi i dobre zachowanie. O skrajnych przypadkach nie będę tu wspominać. 
              Ale znacznie ciekawszy i najczęściej przez nas nie zauważany jest szantaż emocjonalny podświadomy. Zauważyłam to wykonując codzienne obowiązki w domu: sprzątanie, zmywanie podłóg, gotowanie, prasowanie i inne takie duperele, Nie były dla mnie istotne , gdy wykonywałam je raz w tygodniu, w sobotę i były wtedy nawet przyjemnością. Ale to się zmieniło po wypadku syna. Przestałam pracować, gotowałam codziennie, a nawet dwa razy dziennie, pranie na okrągło, zmywanie podłóg dwa razy dziennie, karmienie syna, przebieranie, kąpanie, przesadzanie. I codziennie kilku terapeutów w domu. Jakiś kosmos. Prawie nierealne do ogarnięcia. Zważywszy również na to, że nigdy nie przepadałam za domowymi obowiązkami. Oczywiście, oczekiwałam, że ktoś doceni moją pracę. Niestety, nigdy się to nie zdarzyło, Im było czyściej w domu, im lepszy obiad zrobiłam, tym większa cisza na temat mojej pracy, a nawet odwrotnie. Terapeuci skarżyli się,ile mają pracy i jak im trudno z niektórymi pacjentami, moi pozostali dwaj synowie nawet nie zauważali, co jedzą, bo zawsze gdzieś się śpieszyli. W końcu stwierdziłam, że chrzanię to. Nie sprzątam, nie zmywam, nie prasuję, ugotuję tylko zupę Kornelowi i po prostu odpocznę. I to – o dziwo – wszyscy zauważyli. Z jakiegoż to powodu wcześniej, gdy wszystkie obowiązki pilnie wykonywałam, nikt nie widział mojej pracy, a gdy jej zabrakło – każdy to komentował. 
              Postanowiłam zrobić eksperyment. Bo skoro ja jestem Kreatorem swojej rzeczywistości, to takie zachowanie otoczenia było również moją robotą. Wiedziałam, że chodzi o myśli i emocje moje, które pojawiają się we mnie w czasie wykonywanych prac domowych. Zaczęłam się im uważnie i codziennie przyglądać. Nawet dokładnie zapisywałam, co czułam i co myślałam. Oto parę próbek: „Jasny gwint, znowu mycie podłóg, syzyfowa robota – złość, „no tak, ale jak chłopcy przyjdą ze szkoły, to obiad będzie im smakował, poza tym, będzie miło”- troska o innych, „no jak, musi być czysto, żeby nie wstydzić się przy obcych w domu” - spełnianie cudzych oczekiwań, chęć zasługiwania na coś, pokazania się przed innymi. To, oczywiście nie wszystko. Było tego dużo, zwłaszcza złości, że codziennie i bez końca muszę wykonywać takie nudne i przyziemne, ogłupiające prace.
                Dzisiaj wiem, że tworzyłam nadmierny potencjał oczekiwań i emocji, więc siły równoważące musiały to ściąć, dlatego nie miałam żadnych szans na docenienie przez kogokolwiek mojej pracy. To jest wytłumaczenie transerfingowe.
Od strony psychologii takie postępowanie to ewidentny szantaż emocjonalny na poziomie podświadomym wobec osób, dla których coś robimy za darmo i spodziewamy się, że to docenią. Ale, że nikt nie lubi być przymuszany, ani spełniać cudzych oczekiwań, więc efekt jest zawsze odwrotny. Pomimo, że dzieje się bez żadnych słów czy gestów, przekaz dokonuje się na poziomie nieświadomym naszych myśli i emocji, dlatego jest o wiele silniejszy, niż gdyby powiedzieć o tym głośno. Wtedy tego nie wiedziałam :).
             Jednakże pewnego dnia – już całkiem zrezygnowana i dobita moją nudną pracą, której nikt nie doceniał – poczułam się jak mały, umorusany Kopciuszek, który po wszystkich sprząta, wszystkim usługuje i nikt go nie widzi. I stał się cud! W tym samym dniu dwóch z trzech terapeutów zauważyło, że chyba jestem zmęczona i powinnam odpocząć. Jeden nawet stwierdził: „U pani tak czysto, jak w muzeum. Kiedy ma pani na to czas?” . A moi synowie jedząc obiad po raz pierwszy od wielu miesięcy pochwalili mnie za smaczny sosik.
             Cóż.... Wyciągnęłam wnioski z tej historii i od tej chwili Kopciuszek zrobił furorę w moim życiu. Gdy chciałam być doceniona lub choćby tylko zauważona, najpierw robiłam porządnie to, co do mnie należało, a potem wyobrażałam sobie, że jestem malutka i siedzę cichutko w kąciku jak Kopciuszek.
W niezliczonych sytuacjach: od urzędów, przez kontakty z rodziną, z koleżankami i znajomymi aż do kontaktu z moimi duchowymi przewodnikami mogę liczyć na moc wizualizacji Kopciuszka. Dodam przy tym, że obowiązki domowe stały się przyjemnością, a nawet udało się je podzielić na wszystkich domowników niemal po równo.
Co niektórzy mogą w tym momencie zapytać: Owszem, niech będzie, że to działa, ale czy czasem to nie jest manipulacja?” Nie, to nie jest manipulacja, to jest świadomość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz